lip 02 2009

Rozdział 9


Komentarze: 1

Rozdział 9

Postać wyciągnęła w moim kierunku dłoń. Uścisnęłam ją. Odpowiedział mi jednym a tak wspaniałym słowem...
-Pobudka!
Potrząsnął mną. POBUDKA?!
Nagle ujrzałam przed sobą nie tego chłopaka, ale mojego tatę.
-TATO!
-Co?
-Wszystko zepsułeś!
I uciekłam w las. Byłam tak blisko do poznania jego imienia. Chciałam usiąść na kamieniu, lecz potknęłam się i upadłam na szkło. Co ono w ogóle tu robi? Zaczęła mi lecieć krew. I wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jakieś zwierze się na mnie rzuciło. Kopnęłam je i chciałam uciec, jednak ugryzło mnie w nogę. Poczułam straszny ból. Jednak ktoś się rzucił na tego stwora. A więc to ta pułapka. Volturi przybyli trochę za wolno. Oczywiście moja rodzina pojawiła się chwilę później. Moja mama od razu mnie przytuliła i chciała podnieść, lecz nie mogła. Czyżby zabrakło jej siły? Poczułam się ociężała... Nagle przed moimi oczami zapanowała ciemność...
***
Otworzyłam oczy. Wszyscy się nade mną pochylali i obserwowali moje ciało. 
-Co jest?- zapytałam.
Moja mama znów mnie przytuliła.
-Czy Cię przypadkiem nie ugryzł ten warlat?
-Ugryzł...- zdążyłam odpowiedzieć.
Zaschło mi w gardle i mój dziadek chyba się kapnął. Podał mi szklankę wody., Zdawało mi się jakbym jednym łykiem wypiła całą szklankę.
-Moja noga...- wyspałam.
Od razu na nią zerknęli. Był tam czerwony ślad po ugryzieniu. 
-Co mamy zrobić?- zwrócili się do Aro.
-Trzeba wyssać jad, zanim dotrze do serca. Przez to może umrzeć.
Nagle ujrzałam jakąś wampirzycę. Była bardzo ładna... Szła w stronę naszego domu.
-Zawracaj!- krzyknęłam.
Zaczęłam się szarpać. Zaczęłam nagle pobierać wszystkie umiejętności z otoczenia. W drzwiach pojawił się Marek i Kajusz. Ten drugi trzymał za ramię tą kobietę.
-Mamy ją.
-Umowa...- ledwo powiedziałam.
-Przykro mi, ale nie możemy pozwolić na zagrażające nam, wampirom, dziecko.
Jednak było za późno. Pobrałam jej umiejętność i dotknęłam Rosalie. Upadła. Emmett chciał się już na mnie rzucić, lecz został powstrzymany przez Aro.
-Umowa, to umowa Kajuszu. Wierzę, że nie przysporzą nam kłopotów.
Uśmiechnęłam się. Jedyny normalny. I znów poczułam ból. Z moich oczu poleciały strumykami łzy. Nie mogłam kontrolować moich mocy. Nagle wszystko stało się jasne. Dzisiaj mam urodziny. Osiemnaste. Chyba czas umrzeć. Wiem, że ja, jako pół wampir, nie mogę żyć jak normalna "pijawka". Kolejny ból. To było nie do zniesienia... 
-Proszę...- mruknęłam.
Wszyscy zwrócili się do mnie. Rosalie jako człowiek.
-Co się stało?
-Proszę...- powtórzyłam.
-O co?- spytała troskliwie moja mama.
-Zabijcie mnie...
Coś się stłukło. Nagle zaczęły się krzyki. Nie rozumiałam zbyt wiele. Cullenowie nie zgadzali się, lecz Volturi byli gotowi spełnić moją prośbę. 
-Trzeba spełnić ostatnie życzenie umierającego.- powiedział Kajusz.
Odpowiedziało mu warknięcie.
-Nie!- krzyknęła moja mama.- Nie pozwolę na to. To jest moja córka!
-Wolisz by cierpiała?- rozległ się głos.
Jak zwykle musiał tu przyjść Jacob.
-A ty wolisz ją stracić?- warknęła Alice.
-Ja się nie zgadzam.- powiedzieli równocześnie wszyscy Cullenowie.
Jęknęłam z bólu. Coś mnie jakby zabijało od wewnątrz i zewnątrz. 
"Niech mnie zabiją"- myślałam.
-Jak chce zginąć, to zróbcie to!- krzyknął Jake.
-NIE!- odkrzyknęli.- Ona nie wie co mówi.
Zebrało mi się na wymioty.
-Miska...
Wszyscy byli zaskoczeni tym co powiedziałam. Jednak podali mi ją. I nie minęła sekunda jak zwymiotowałam. Rozległo się warknięcie i do środa wpadła cała sfora Jacoba i Sama. Leah można powiedzieć, polubiła mnie, więc podeszła do mnie i dotknęła czoła. Było strasznie gorące.
-Przydałby się chyba lód.- oznajmiła.
-Leah?- mruknęłam.
-Tak... Jestem tu.
-Proszę.. Oszczędź mnie.
-Co?
-Zabij mnie, proszę.
-Wytrzymaj. Chyba chcesz poznać tego TN?
Uśmiechnęłam się i wyobraziłam jego twarz. Ból od razu ustał. 
-Pomogło.. Dzięki.
Uśmiechnęła się triumfująco. 
-Wydaje mi się, że odkryłam coś ważnego. Jeśli będę umierająca, lub wyzdrowieje, zrobię to coś. A teraz... Macie coś do jedzenia?
Zaśmiali się. Esme od razu pobiegła do kuchni i wróciła z tacką naładowaną człowieczymi przysmakami. Zjadłam wszystko i od razu poczułam przypływ energii.
-Da się mnie wyleczyć?- spytałam.
-Spróbujemy wyssać ten jad. Tyle, że będzie bolało.
-Ból to moje drugie imię.- zażartowałam.
Wszyscy zachichotali, mrucząc pod nosem: "Wróciła".
-Wiecie co? 
-Co?
-Chyba nadal jestem głodna...
Znów rozległ się śmiech, lecz i tym razem przynieśli mi jedzenie. Zjadłam z wielkim apetytem, i poczułam jak wirus się cofa.
-Dajcie więcej..
-Co? Nie za dużo?- spytali.
-Czuję, że ta bakteria się wycofuje.. Chyba nie lubi ludzkiego żarcia.
I tak podali mi jeszcze sporo jedzenia, jedząc sami przy okazji, nie powiem już co. W końcu zamknęłam oczy i zasnęłam. Wszyscy zachichotali. Lecz dali mi spokój. Znów śnił mi się Tajemniczy Nieznajomy (TN).

almadia   
essays
12 września 2011, 14:38
Odepchnęłam go i pobiegłam w drogę powrotną. Całe szczęście nie pobiegł za mną.

Dodaj komentarz