Rozdział 1
Komentarze: 0
Rodział 1
Otworzyłam niechętnie oczy. Dzisiaj idę do szkoły. Nie ma to jak uczyć się z rodzicami. Jesteśmy rodziną wampirów, więc każdy wygląda tak samo, więc udajemy, że wszyscy jesteśmy adoptowanymi dziećmi Carlisle i Esme. Ja jestem ich nowym nabytkiem. Gdy zeszłam z łóżka. usłyszałam krzyki, więc szybko się przebrałam, złapałam torbę i zeszłam powoli po schodach. Czasami moja ludzka natura bierze górę i wywalam się na tych niebezpiecznych schodach. Usłyszałam kolejny krzyk. Weszłam do rzadko używanej jadalni i zdziwiłam się widokiem, który tam na mnie czekał. Cały pokój ubrudzony był błotem, równierz mieszkańcy. Po chwili na mojej bluzce zagościła wielka plama. Warknęłam i spojrzałam na rzucającego. No tak. Emmet. Zrobił minę niewiniątka, więc myślał, że mu odpuściłam skoro się uśmiechnęłam. Podeszłam do niego. Chyba tylko Alice i Edward wiedzieli co zrobię, bo chichotali. I po minucie na twarzy mojego wujaszka zagościło błotko. Wszyscy śmiali się jak opętani. Po chwili wszedł Carlisle. Na chwilę zapadła cisza, lecz potem znów została zagłuszona. Esme "niechcący" ubrudziła go. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
-Ja...HAHA... Ja otworze!- śmiałam się do rozpuku.
Otworzyłam drzwi a za nimi stał nie kto inny jak Jacob. Uśmiechnął się pokazując swoje białe zęby i podał mi róże.
-Pozwolisz, że odwiozę Cię do szkoły?
-Jacob... Co ja ci mówiłam o niezapowiedzianych wizytach. Obiecałam Alice, że dam się jej podwieźć..
-Nie przejmuj się. Jedź.- rozległ się głos.
Obok mnie stała wymieniona wcześniej osoba.
-Pójdę tylko zmienić bluzkę.
I wróciłam do pokoju. Po sekundzie miałam na sobie inną bluzkę.
-Wredny narwany chochlik!- krzyczałam, próbując wyładować złość.
Po chwili poczułam jak robię się wesoła. No tak... Jasper.
-Dzięki.- mruknęłam.-Do zobaczenia, wujku Jazz.
Skrzywił się. Nienawidził tego skrótu. Dlatego go używałam. Wiem. Jestem podła ale cóż... W naszej rodzinie, według "mężczyzn" góruje prawo dżungli. Przeżyje najsilniejszy. Wyszłam z domu. Od razu zauważyłam kierowcę, który miał mnie zawieźć. Otwierał drzwi od strony pasażera. Weszłam i zapięłam pasy, lecz po chwili odpięłam. Zapomniałam, że on jeździ strasznie wolno. Najbardziej uwielbiam jeździć z Edwardem bądź Alice. Strasznie szybko jeżdżą. Jasper też nie jeździ normalnie ale nie jest on zbyt rozmowny. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Pożegnałam się zwykłym cześć i ruszyłam w kierunku sekretariatu. Jednak czekała mnie niespodzianka. Moja mama czekała na mnie z planem lekcji. Uśmiechnęłam się i razem z nią weszłam do budynku.
-Szkoda, że nie będziemy mieli razem lekcji. Zawsze mnie od was rozdzielają. W każdej szkole, do której pójdziemy. To jest nie fair. Czemu tak jest?
Moja mama zaśmiała się i powiedziała:
-Widać nas nie lubią. Za niedługo postaramy się wrócić do Forks. Tamto miejsce najbardziej nam przypadło do gustu, więc... Musisz tylko wytrzymać jeden rok...
Spojrzałam na nią przerażona. ROK. Tylko rok. Extra. Nie ma co. Pierwszą miałam historię, więc może nie będzie tak źle. Gdy tylko weszłam wszyscy uczniowie spojrzeli na mnie. Było na co patrzeć. Mimo iż nie byłam w pełni wampirem to byłam blada. Miałam długie, kręcone włosy. Jestem najdziwniejszym wampirem, według Volturi. Chyba kod DNA, o ile takie coś mam, się zmieszał z zbyt wieloma osobami. Moje oczy pokazywały czy nie jestem głodna. A moje włosy pokazywały mój nastrój. Żeby mnie rozszyfrować, nie potrzebny jest Jasper. Zanim poszłam do szkoły musiałam się trochę podszkolić aby na korytarzu moje włosy nie zmieniły nagle koloru. Jestem bardzo złożoną postacią. Chyba wampiry odziedziczają po każdym członku rodziny, biologicznym jak i przyszywanym coś z nimi związanego. Uwielbiam muzykę i gram na fortepianie. To chyba po moim tacie. Przyciągam wiele kłopotów. Po mojej mamie. Uwielbiam majstrować przy samochodach - Rosalie. Lubię grać w szachy. To chyba Jazz lubi. Po Alice mam optymistyczne nastawienie do świata. Po Esme troskę a po Carlisle mam to coś. No wiecie... Potrafię się opanować, nawet gdy czuję krew. Chyba dlatego, że jem też ludzkie rzeczy ale cóż... A po Emmecie odziedziczyłam chęć walki. On sam uważa, że to co najlepsze dostałam właśnie od niego, lecz to mi przysparza samych kłopotów. Musiałam się tłumaczyć, dlaczego złamałam rękę koledze, gdy po prostu jej dotknęłam. Ale możliwe, że to przez to, że mnie wkurzył.
-Proszę zajmij tą wolną ławkę na końcu.- powiedział do mnie nauczyciel.
Usiadłam pewna siebie. Chłopak przed mną odwrócił się i uśmiechnął. Jednak nie zwracałam na niego uwagi. Po chwili przede mną leżała kartka. Rozwinęłam ją i po każdym słowie, czułam narastający we mnie gniew.
"Cześć Mała. Co powiesz na spotkanie ze mną sam na sam? Jesteś niezłą laską..."
Nie chciałam aby zmienił mi się kolor włosów, więc stanowczo powiedziałam szeptem do niego.
-Możesz tylko pomarzyć...
Uśmiech jednak nie zszedł z jego twarzy. Został jednak spytany, więc musiał się odwrócić. Czekałam i czekałam aż wreszcie zabrzmi dzwonek. No i nastała ta chwila. Szybko udałam się do następnej klasy. Nim się obejrzałam a była ostatnia lekcja. Fizyka. Kto w ogóle wymyślił ten przedmiot?
-Panno Cullen...-zawołał nauczyciel.
-Czego?- warknęłam.
Nie wiem skąd u mnie ta niegrzeczność. Może to przez tego chłopaka?
-Proszę się do mnie zwracać grzeczniej, panno Cullen. Proszę odpowiedzieć na moje pytanie.
-Jakie pytanie?
-Mówimy o obliczaniu masy, panienko.
-Ee... Czyjej masy?
-Mojej...
-Przykro mi.- powiedziałam.- Skala nie obejmuje takiego ciężaru. Jestem zdziwiona, że podłoga się nie zarwała. Jest zrobiona pewnie z tytanu.
-Dość tego! Wzywam twoich rodziców.
-A proszę bardzo... Stęskniłam się za nimi.
Kurczę...Jak ja się zachowuję. Chyba mam jakiś atak złości czy coś w tym stylu.
-Mogę się przewietrzyć...
-Tak.- odparł chłodno.- Dobrze Ci to zrobi.
Nawet nie zauważył, że zgarnęłam książki i wzięłam ze sobą torbę. Wyszłam ze szkoły. Oczywiście po chwili ktoś niemiło mnie zaskoczył. Dyrektor.
-Proszę do mojego gabinetu.
I ruszyłam za nim. Po paru minutach byłam w jego gabinecie. Wyszedł zadzwonić i wrócił. Czekałam chyba z dwie godziny. Nie mogłam się skupić aby nie zmienił się kolor moich włosów. Nagle do gabinetu wpadł mój dziadek. A nie. Gdy jesteśmy w szkole, to jest moim tatą. Milczałam. Nie mogłam przerwać mojego zamyślenia bo inaczej dokonała by się przemiana.
-Dzień dobry, panie Cullen.- powiedział dyrektor.- Zapewne przeszkodziłem panu w pracy, ale to jest wyjątkowa sytuacja. Pana córka chciała wyjść ze szkoły podczas lekcji.
-Nie prawda!- przerwałam.- Chciałam się przewietrzyć.
-A więc po co ci ta torba?
Nie musiałam się zastanawiać nad odpowiedzią. Palnęłam po prostu pierwszą, która mi przyszła do głowy.
-Mam tam leki.
-A gdzie one teraz są...?
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc postanowiłam odegrać teatrzyk.
-Mam je w torbie.- mruknęłam i zajrzałam do niej.- Coś takiego! Ukradli je!
Dyrektor prychnął. Carlisle pokręcił niedowierzająco głową i powiedział dyrektorowi:
-Sam się nią zajmę. Przestanie się tak zachowywać. Do widzenia.
-Tak, tak. Do widzenia.
Dziadek wziął mnie za nadgarstek i zaczął prowadzić do swojego samochodu. Otworzył drzwiczki i po chwili jechaliśmy. Pierwszy raz widziałam go tak wkurzonego. Jednak nie patrzyłam więcej na niego. Spojrzałam w okno, niby zafascynowana widokiem. Gdy dojechaliśmy do domu, szybko wyszłam, aby mnie tam nie zamknął... Nim się obejrzałam a już byliśmy w środku. Esme zdziwiona widokiem męża, spojrzała na mnie. Ja tylko wzruszyłam ramionami i chciałam iść, lecz powstrzymał mnie bardzo groźny głos mojego taty.
-CO TO MIAŁO ZNACZYĆ?
-Ale co tatku?- spytałam łagodnie.
-PYSKOWAŁAŚ NAUCZYCIELOWI, CHCIAŁAŚ UCIEC ZE SZKOŁY I KŁAMAŁAŚ DYREKTOROWI PROSTO W OCZY A NA DODATEK CARLISLE MUSIAŁ SIĘ ZWOLNIĆ Z PRACY! LEPIEJ ŻEBYŚ MIAŁA DOBRĄ WYMÓWKĘ...
-Możesz nie krzyczeć? Ja mówię do Ciebie normalnie.- powiedziałam i tym go już totalnej rozgniewałam. Z znikąd pojawiła się moja mama i kazała udać się do pokoju. Z chęcią posłuchałam jej ale i tak słyszałam całą ich rozmowę.
Dodaj komentarz