Rozdział 12
Komentarze: 8
Rozdział 12
-TY WREDNY OSZUŚCIE!- darłam się jak opętana.
Tajemniczy wampir mnie oszukał. Pracował dla Volturi od początku. Ma zdolność nawiedzania kogoś w snach. Popapraniec. Już ja mu pokażę. Pobrałam moc od Jane i sprawiłam aby poczuł trochę bólu. Jęknął i upadł.
-Naucz się szacunku idioto!- warknęłam.- Nie wolno nikogo oszukiwać. Jak ja cię nienawidzę.
Nagle w głowie zaświtała mi pewna myśl. Skoro mnie oszukali to..
-Wracam do domu.- warknęłam i skierowałam się w stronę wyjścia.
Jednak postanowili mi przeszkodzić. Wszyscy stanęli ramię w ramie zagradzając mi wyjście.
-Chyba jednak nie chcecie tego robić. Oszukaliście mnie i moją rodzinę, więc mam prawo wrócić do domu.
-Chyba nie chcesz żeby zginęli.- zasyczał Kajusz.
-Nic im nie zrobicie.- zaśmiałam się.
-Skąd ta pewność?- spytał.
-Bo się mnie boicie.
W moich oczach można było dostrzec złowrogi błysk. Uśmiechnęłam się, bo widziałam jak się cofają. Ruszyłam w kierunku wyjścia. Od razu mi ustąpili. Jeden z nich przytrzymał mi nawet drzwi. Po godzinie wyszłam na zewnątrz. Jak wrócić do domu? Może zbajeruję jakiegoś kasjera na lotnisku? Podeszłam do jednego z nich. Od razu spojrzał na mnie z pożądaniem. Bingo!
-Przepraszam, ale czy nie mógłby pan mi załatwić jakiegoś transportu do Olympi? Zostałam porwana i chcę wrócić do rodziny.- załkałam.
Od razu podziałało. Facet wyjął bilet i mi go podał, a potem zaprowadził do bramki lotniskowej.
-Dziękuję. Jak się panu odwdzięczę?
-Odwiedź mnie kiedyś.
-Z chęcią.- uśmiechnęłam się i wsiadłam.
Zajęłam miejsce obok... JACOBA?! Co on tu do cholery robił?!
-Mogę wiedzieć co tu robisz?- przerwałam mu rozmyślanie.
Spojrzał na mnie zaskoczony i się uśmiechnął.
-Byłem na wycieczce. A ty?
-Zostałam porwana. Ciekawe historie się nam przydarzają.- mruknęłam.
-Tak. Bardzo.
Nawet nie wiem kiedy usnęłam, ale obudziłam się gdy dolecieliśmy. Wyszłam z samolotu. Podeszłam do mapy. Pięknie. Sporo drogi przede mną. Udałam się do lasu. Musiałam odsunąć się od ludzi. Chciałam już ruszyć, ale usłyszałam trzask łamanych gałęzi. Rzuciłam się w tamtym kierunku i powaliłam przeciwnika na ziemię. No tak. Nie ma to jak Jacob.
-Musisz za mną łazić?- spytałam pomagając mu wstać.
-Muszę. Chciałem wrócić z tobą. Mam nadzieję, że mi pozwolisz.
-Pewnie. Wystarczyło spytać.
No i pobiegłam. Po chwili mnie dogonił, lecz "troszkę" przyśpieszyłam. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu i przyjacielsko się rozstaliśmy. Szybko dobiegłam do domu i czekała tam na mnie niemiła niespodzianka. Na dworze wszyscy Cullenowie byli przywiązani do drzew i na dodatek pilnowani przez Volturi.
-Co tu się dzieje?!- krzyknęłam.
Wszyscy zwrócili głowy w moim kierunku i uśmiechnęli się.
-Postanowiliśmy trochę zabawić twoich krewnych.
Warknęłam ostrzegawczo do Kajusza i podeszłam do mojego taty i jednym pociągnięciem go uwolniłam. Demetri złapał mnie za rękę, jednak odtrąciłam ją.
-Nie dotykaj mnie.
Zaśmiał się wrednie i znów chciał mnie dotknąć, kiedy coś z całej siły go popchnął. No może nie coś tylko ktoś.
-Jacob! Co ty wyprawiasz!- wydarłam się.
-Ratuję cię?
-Sama bym se świetnie poradziła.
-Jasne.
Nagle coś mnie z całej siły popchnęło i złamałam drzewo. Pięknie! Spojrzałam na agresora. No tak. Kajusz Volturi. Mój ulubieniec. Już ja mu pokażę ból. Złapałam trochę mocy Jaspera. Sprawiłam, że zaczął się mnie bać. Cofnął się o parę kroków. I wtedy się na niego rzuciłam. Przyłożyłam mu parę razy i oderwałam rękę. No to był akurat wypadek, ale cóż. Jęknął z bólu i zrzucił mnie z siebie.
-To był wypadek. Wybacz. A teraz... Uwolnijcie ich.- warknęłam ostrzegawczo do strażników.
Od razu to zrobili. To trochę dziwne, ale cóż. Chwila...
-Gdzie jest Rosalie?!
-Jest w domu.- warknął Emmett i ruszył w jego kierunku.
Jednak przejście zostało zagrodzone.
-Chyba przyszedł czas na ostateczną walkę.- zarechotał Kajusz.- Za tydzień o północy na waszej polance.
-Świetnie. Zgnieciemy was na wiór!
Wszyscy zaśmiali się i zniknęli szybko.
-To mamy przechlapane.- mruknęłam.
Nie ma to jak bitwa. Osiem wampirów na stu innych. Ale będzie świetna zabawa. Normalnie aż boki zrywać ze śmiechu.
-Myślicie, że ktoś nam pomoże?
-Pewnie. Poprzednim razem byli chętni to i tym razem.
Uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że wszyscy chętnie się zjawią i nam pomogą.
Dodaj komentarz