Rozdział 4
Komentarze: 0
Rozdział 4
Przygotowani do wizyty Volturi, siedzieliśmy na kanapie. Po chwili jednak wszyscy powstali. Z niechęcią uczyniłam to samo. I nagle w domu zmaterializowali się jak gdyby nigdy nic sześć postaci. Było pięciu mężczyzn i jedna kobieta.
-A więc to musi być Renesmee.- powiedział jeden z nich.
Podszedł do mnie i wyciągnął rękę w geście powitalnym. Uścisnęłam ją a on mnie przyciągnął i powąchał nadgarstek na co Edward warknął.
-Pachniesz wspaniale. Nigdy nie czułem takiej krwi. Hm.. Może dlatego, że są tylko dwa pół wampiry. Nie sądziłem nawet, że niepełne wampiry mają krew. Jestem Aro. To jest Marek, Kajusz a to Demetri i Feliks. A ta urocza osóbka to Jane.- wskazywał po kolei każdego z jego towarzyszy.
Dziewczyna nie przypadła mi do gustu. Spojrzała na mnie z pogardą i niestety odpłaciłam jej tym samym. Niestety? To wręcz fantastycznie. Z chęcią nakopałabym jej do tłustego zada. Edward zachichotał. Chyba usłyszał moje myśli, ale cóż.
-Pozwolisz?- podszedł do mnie wyciągając rękę.
Podałam mu ją i poczułam jakby ktoś mi filtrował głowę. Gdy mnie puścił uśmiechnął się szeroko.
-Czy pozwolisz, że coś sprawdzimy?
-Ee...Proszę bardzo?- odpowiedziałam.
-Jane.
I stało się to w ułamku sekundy. Wszyscy zasłonili mnie i nie pozwolili do kontaktu z nimi. Jednak ich delikatnie przesunęłam. Byłam ciekawa co chce pokazać. Aro uśmiechnął się z podziwem a moja familia z niedowierzaniem. Jane nagle skoncentrowała się na mnie ale nic się nie stało.
-Już?- spytałam.- Mam wszystkie części ciała...Myślałam, że coś się stanie.
Jane prychnęła i stanęła obok Ara.
-Bello, czy nie wykorzystujesz swoich zdolności?
Odpowiedziało mu milczenie.
-Tym razem nie rób tego. Chce coś sprawdzić.
Zniecierpliwiłam się. O co chodziło? Jane znów się skupiła i znów nic się nie stało.
-Ekstra. Może wreszcie zaczniecie?
Tym razem coś poczułam ale to nie był żaden ból. Zaczęłam się śmiać. Jakby ktoś mnie łaskotał. Jednak powtrzymałam się po krótkim czasie.
-Niesamowite. Sądzę, że odziedziczyłaś po Belli te odporności. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli nic przeciwko jeśli zostaniemy u was przez jakiś czas...
-Oczywiście, że nie.- powiedział Carlisle.
-Wspaniale.- mruknęłam.-Pokoju wam nie oddam.
Nie wiedziałam, że mam dar rozmieszania bo każdy zachichotał oprócz Jane. Dziwnie się czułam bo każdy patrzył na mnie jak przekąskę. Zniesmaczona udałam się do swojego pokoju. Alice mi powiedziała, który wybrałam. Skoczyłam na łóżko uderzając w coś twardego. Spojrzałam na przyczynę mojego bólu a okazała się nią książka. Nosiła tytuł "Mój przyjaciel małpa". Coś dla Emmeta. Jednak gdy otworzyłam książkę, zauważyłam, że była w niej treść niezgodna z tytułem. Zaczęłam czytać:
"Miliony lat na świecie istnieją wampiry i wilkołaki, lecz nikt nie podejrzewał, że istnieją pół wampiry i pół wilkołaki. Na pół wampiry od lat polują Warlaty [przyp. aut. nazwa wymyślona przeze mnie, określająca pół wilkołaka]. Według mitów są to ludzie, którzy nie muszą się zmieniać. Są dwa razy silniejsi niż przeciętny wilkołak. Najbardziej znane, żyjące do dziś warlaty to Sam Uley i Ricardo Warlatti. Pierwszym pół wilkołakiem był właśnie Ricardo. Od jego nazwiska wywodzi się nazwa tych stworzeń. Jedynym sposobem na zabicie jest ukąszenie przez pół wampira, więc obydwa rodzaje istot powinny się unikać jak ognia. Lepiej, aby nie spotkały się pewnego razu, gdyż po takiej walce zazwyczaj wkraczają Volturi lecz dzieje się tak co minimum tysiąc lat...."
Dalej kartka była urwana. Załamałam się. Czyli jak spotkam któregoś z tych istot to zginę? Mam nadzieję, że żaden z nich nie mieszka w Forks. Nagle do mojego pokoju wparowali Aro, Kajusz i Marek.
-Cześć.- rzekł z uśmiechem.- Będziesz jednak musiała nam oddać pokój.
-CO? Nigdy!
-A więc zostajesz z nami?- zapytał Marek, uśmiechając się zabójczo, ale według mnie uśmiechał sie jakby ktoś przejechał go kosiarką i dowalił łopatą.
-Dobra. Wygraliście. A i mam pytanie zanim pójdę.
-Wal śmiało.
-Znacie jakiegoś Ricarda Warlatti?
Wszyscy równo warknęli. Nie drgnęłam bo po co? Nie mogą mi nic zrobić.
-Poszukujemy go od wielu setek lat. Jednak zawsze jak wystawiamy przynętę, szybko ją łapie i ucieka.
-Więc po to przyszliście.. Po przynętę?
Pokiwali głowami a mnie zrobiło się słabo. Ledwo wyszłam z pokoju. Udałam się do Alice. Oczywiście przyjęła mnie z rozwartymi ramionami. Pewnie ona wie po co przyjechali ale na razie będę udawała, że nie wiem. Może tylko Edward się dowie ale mniejsza o to. Usiadłam na fotelu i pomagałam Alice wybrac coś z ciuchów, które jej zostały. Zaprosiła mnie na zakupy. Zgodziłam się tylko dlatego, że chciałam odwiedzić w Port Angels a ona jechała tam z wszystkimi kobietami z tej rodziny. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Poczułam tylko jak Alice kładzie mnie na łóżku.
Dodaj komentarz