Komentarze (0)
Rozdział 2
Nadstawiłam uszy i słuchałam rozmowy moich rodziców. A raczej kłótni...
-Mam już tego dość! Mam dość jej fochów i zachowań!- krzyczał Edward.
-Myślę, że to przez to miejsce. Odkąd tu zamieszkaliśmy zachowywała się tak dziwnie.
Prychnęłam, zapominając, że mnie usłyszą. Usłyszałam warknięcie dobiegające zza okna. Wychyliłam się i ujrzałam jak ktoś wbiega do lasu. Na początku stałam normalnie się przyglądając, lecz moja ciekawość wzięła górę. Zeskoczyłam z okna i powolnym krokiem udałam się w stronę lasu. Gdy byłam już blisko dostałam jakąś paćką. Od razu warknęłam i rzuciłam się na tego kogoś. Oczywiście był to Emmet. Chyba się wystraszył bo zaczął uciekać. Wbiegł do domu a ja za nim. I w końcu z impetem wpadliśmy na Carlisle i Rosalie rozmawiających o czymś. Rosalie wzięła Emmeta za ucho i pociągnęła za sobą. Ja niestety zostałam sam na sam z dziadkiem.
-Mhm... Cześć dziadku?
-Musimy poważnie porozmawiać...
-Czemu nie. Nie co dzień rozmawia się z własnym dziadkiem.
Wskazał ręką na swój gabinet. Od razu zrozumiałam, więc udałam się w jego kierunku. Usiadłam na krześle na przeciwko biurka i czekałam aż zacznie mówić.
-Renesmee...Czy możesz wytłumaczyć swoje zachowanie?
Pokiwałam głową jednak nie odpowiedziałam.
-No to powiesz?
-Aa...Tak. Hm...To trochę zbyt proste.
-Proste rzeczy też rozumiem.
-Bo wiesz... To chyba jedyny sposób abyście wreszcie zwrócili na mnie uwagę. Chyba tylko raz na miesiąc gdy jest wywiadówka, jestem tematem rozmów. Nie chodzi mi o bycie pępkiem świata ale o odrobinę zainteresowania. Najwięcej czasu poświęcają mi Emmet, Alice i Jasper. Choć czasami też i Esme. Nigdy nie pytacie jak było w szkole. A na dodatek każdy element mojego "życia" zaplanowaliście beze mnie!
Chyba zbyt się rozgadałam. Nie odważyłabym się nigdy spojrzeć teraz mu w oczy. Jednak zrobiłam to. Na stojącym niedaleko lusterku zauważyłam, że moje włosy zrobiły się czarne. Nie ma to jak pokazać uczucia.
-Rozumiem to.- odpowiedział Carlisle.- I masz rację. Postaramy się naprawić nasze błędy ale mam jeszcze dwie prośby.
-Wal śmiało.- uśmiechnęłam się zapominając o tym co mówiłam wcześniej.
-Po pierwsze. Zmień swoje zachowanie w szkole. A po drugie... O co Ci chodzi z tym "życiem"?
-To ty nic nie wiesz?
Pokręcił przecząco głową.
-Jak dobrze wiesz, Jacob miał we mnie wpojenie. Pewnego razu natknęłam się na zapiski mojej mamy. Raczej nikt dla żartów nie pisze 11 Grudzień - Ślub Nessie i Jake'a. Po za tym były tam też różne szczegóły. Co będę robić. I w ogóle.
-Nic o tym nie wiedziałem. Porozmawiam o tym z twoimi rodzicami. A na razie to mam pytanie... Zagrasz z nami w baseball?
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
-Będę sędzią, prawda?- zapytałam niepewnie.
-Nie. Będziesz grała. Esme jest sędzią. Będzie nas akurat osiem.
-Nie jestem pewna. Nie umiem grać a nie chce dać kolejnego powodu do śmiechu Emmetowi.
-Ale możesz mu dać powód do łez także. Ale oczywiście w wampirzym wykonaniu.
Zachichotaliśmy. Pierwszy raz czułam się przy nim swobodnie. Udaliśmy się razem na polane. Wszyscy tam czekali. Emmet zaczął rżeć jak koń, gdy dowiedział się, że będę z nimi grać. Oznajmij wszem i wobec, że powinniśmy oddalić się ze dwa kilometry aby nic im się nie stało. Przestał mnie złościć, gdy moje włosy zmieniły odcień na bardzo czerwony. Wzięłam kij podany mi przed Edwarda, Pierwszy raz użyję swoich mocy. Planowałam wykorzystać je aby ukatrupić wujka E ale powstrzymałam się. Alice rzuciła piłkę i dziw, że ją odbiłam. Szybko pobiegłam zaliczyć bazy i jeszcze bardziej zdziwiona zauważyłam, tak jak pozostali, że pobiłam rekord Edzia.
-Jak tak szybko to zrobiłaś?- spytali.
-Ee... Geny?
Edward uśmiechnął się i krzyknął:
-Moja krew! Ups... Złe stwierdzenie. Sorki.
Zachichotałam. Oczywiście nie wiedział, że mam krew. Oni nie czuli jej bo jest między nami pewna więź. Jednak gdyby jakiś wampir znienacka się pojawił na pewno by mnie poczuł. Moja krew bardziej przyciąga, bo istnieją tylko dwa pół wampiry. Ale całe szczęście żadno widujemy nowe wampiry.
-Gramy dalej?
Wszyscy pokiwali ochoczo głowami. Tym razem miałam złapać piłkę. Odbijał Emmet i gdy wybił na środek lasu piłkę pokazałam mu środkowy palec i pobiegłam. Niech ochłoną zanim na mnie nakrzyczą. Po paru minutach znalazłam piłkę i szybko ją odrzuciłam i chciałam wracać lecz usłyszałam jakiś odgłos. Odwróciłam głowę i coś mignęło mi przed oczami. Ruszyłam w tamtym kierunku nie zważając na to, że mnie wołają. Znalazłam się nad jakimś małym jeziorkiem i wtedy ujrzałam go. Jacob siedział nad brzegiem i uśmiechał się do mnie szelmowsko. Moje włosy zmieniły kolor na jasny czerwień i szybko podeszłam do niego.
-Co ty tu robisz?- spytałam szorstko.
-Chciałem cię zobaczyć na osobności. Wiesz co do ciebie czuję i chciałbym abyś wreszcie zrozumiała, że nikomu Cię nie oddam.
-JA NIE JESTEM RZECZĄ! I nie ty decydujesz z kim będę! Może znajdę chłopaka w tej szkole? A może w innej ale to nie będziesz ty!
Warknął cicho i nie zauważyłam nawet kiedy do mnie podszedł. Nie bałam się go, wręcz przeciwnie. Złapał mnie za ramiona i przybliżył. O rany! Chciał mnie pocałować. Szybko wyrwałam mu się i uciekłam. Gdy wybiegłam z lasu na polankę to nikogo nie było prócz Edwarda.
-Ile można na Ciebie czekać?
-Przepraszam. Zgubiłam się.- kłamałam wymówkami, które zdarzyć się nie mogły.
-Słuchaj... Przeprowadzamy się do Forks. Mieszkaliśmy tam najdłużej ale chyba mieszkańcy nas rozpoznają, lecz nie obchodzą nas już. Mam nadzieję, że zrobisz dobre wrażenie.
Pokiwałam głową, ziewając. Nie wiedziałam nawet kiedy odpłynęłam do krainy snu.